poniedziałek, 11 stycznia 2016

Małymi krokami prosto do celu. Filozofia Kaizen #1

 
Ile razy przysięgaliście przed sobą, przyjaciółką, koleżanką z pracy  a nawet samym Panem Bogiem, że od jutra, od Nowego Roku, od poniedziałku zaczniecie... ( w trzy kropki wpisać postanowienie). Na fali swej motywacji kupujemy piękny i drogi planer, robimy listy, harmonogramy, przystępujemy do 30  - dniowych wyzwań - wszystko po to, aby WRESZCIE i TYM RAZEM się udało.
I na ogół poprzestajemy na tym etapie - tak pięknie rozplanowaliśmy, tak wyraźnie zobaczyliśmy nas w tych zapisanych kartkach, jak podejmujemy codzienny trud, że nasz mózg otrzymał nagrodę ( zadowolenie z siebie) zanim my ruszyliśmy tyłek, żeby choć kiwnąć palcem w stronę rzeczywistego działania na rzecz obranego celu. Co wytrwalsi wytrzymują parę dni, czasem parę tygodni. Naprawdę niewielki odsetek  ludzi jest rzeczywiście w stanie z miejsca osiągnąć założony cel. Ta garstka jest nastawiona na działanie, a nie rozplanowywanie każdego kroku - mniej myśl o tym co byś zrobił, więcej działaj - tak można określić ich motto. Szczere? Znam jedną taką  osobę -  mojego brata. W życiu nie rozpisywał harmonogramów działań, nie planował, nie ekscytował sie tym, co mógłby zrobić. On po prostu to realizował. Co najśmieszniejsze realizował i realizuje cele dla każdego innego człowieka absurdalne i  lub niemożliwe.  Pamiętam jak oświadczył rodzinie, że będzie pływał po morzach i oceanach. Uśmiech przemknął nam po twarzach. Rodzice popukali się w czoło i stwierdzili, że to nowa fanaberia - chłopak z południa Polski, w dodatku nawet pływać w basenie nie umie, a tu mu się oceany na statkach marzą. A mój brat rok później odbierał już patent żeglarza po jeziorach ( nie wiem jak się ten patent fachowo nazywa). Kilka lat później mógł już pływać po morzach blisko brzegu. Teraz pływa wszędzie. Kilka lat temu oświadczył nam, że zamierza przebiegnąć ultramaraton i zdobyć w nim  pierwsze miejsce. Tym razem rodzice nie pukali się w głowę, ale mama zmówiła tyle zdrowasiek za niego, że wyczerpała nasz limit na modlitwę przynajmniej na kilka lat. Bo jak to tak ultramaraton??? Zwykły maraton jest morderczy dla laika, a co dopiero ultra. Ale brat sie uparł. Stan na dziś? Przebiegł ultramaraton czterokrotnie, ale to nie koniec - nie zdobył jeszcze pierwszego miejsca, jest w pierwszej dwudziestce. Przed nim kolejne cele - nie , nie są zapisane ani rozpisane, ma je w głowie i wie jak je realizować:

MAŁYMI KROKAMI

Oczywiście tylko naiwniak stwierdziłby, że można osiągnąć szczyt marzeń bez włożonej w to  pracy i w szybkim czasie. Historia rodzinna, którą przytoczyłam: od pomysłu do spełnienia  ma kilka linijek - ale w rzeczywistości trwała (albo nadal trwa) od 15 lat. Sukces przychodzi z czasem i z pracą włożoną w jego osiągnięcie. Mój brat zanim przebiegł pierwszy ultramaraton ( że posłużę się tym przykładem) początkowo zrezygnował z samochodu na rzecz spacerów do pracy. Przez pół roku pokonywał łącznie z pracy i do pracy 10 kilometrów. Potem zaczął biegać - godzinę dziennie. Po roku przebiegał dwa razy w tygodniu 30 kilometrów. I wtedy wystartował w maratonie. A potem w następnym i następnym. I wtedy  przyszedł czas na ultramaraton. I następne zawody. Podziwiam go i zawsze kiedy pytam jak ty to robisz, on mówi: MAŁYMI KROKAMI. 

I po tym przydługim wstępie czas na konkrety. Z filozofią Kaizen spotkałam się po raz pierwszy kilka lat temu, kiedy mój dobry przyjaciel przyjechał na urlop z Japonii, w której pracuje na kontrakcie. Zauroczył mnie ten  kraj z jego opowieści, ludzie, których opisywał, smaki, które przywiózł ze sobą do Polski. Wtedy po raz pierwszy opowiedział mi o tym, jak pracuje się w japońskich korporacjach - Kaizen. Zafascynowana tematem poczytałam co nieco i z ręką na sercu mogę stwierdzić, że jest to fantastyczna metoda dla każdego lenia. Wszystkim zainteresowanym polecam książkę dra Roberta Maurera Filozofia Kaizen

W książce autor na samym początku przytacza taką historię: zgłosiła się do niego na terapię bardzo otyła kobieta, która nie potrafiła sobie poradzić ze swoim życiem, a wiele z jej problemów wynikało z nadwagi. Podejmowała miliony  prób jej zrzucenia, jednak każde zrywy pełne wiary w powodzenie, kończyły się powrotem do starych przyzwyczajeń. Słowem  - prędzej czy później sadzała swoje tłuste dupsko na kanapie, odpalała serial i wpierdzielała co miała pod ręką. Propozycja terapeuty ją zaskoczyła - zapytał ją czy byłaby w stanie w czasie reklam w telewizji przez 1 MINUTĘ maszerować w miejscu. Bez zmiany innych nawyków, bez zmiany diety. Po prostu krótki minutowy marsz codziennie przed telewizorem. Po jakimś czasie kobieta przyszła na kolejne spotkanie. Doktor od razu zauważył zmianę - nie w wadze, ale w jej nastawieniu. Weszła z podniesioną głową, oczy jej błyszczały. Mało tego -  poprosiła o zwiększenie ilości minut. Weszła na drogę zmiany.

Jak najkrócej określić  działanie tej metody? Otóż - nasz mózg nie lubi zmian, nawet tych na lepsze. Każde odstępstwo od reguły traktuje jako atak i zagrożenie. To właśnie dla tego wolimy tkwić w czymś co nam szkodzi, w czymś w czym jest nam źle - źle, ale bezpiecznie.  Kiedy nagle na fali choćby noworocznego postanowienia rzucamy się na ambitne cele, nasz mózg odczuwa strach. W konsekwencji nasze postanowienie nas przerasta. Lekarze obwiniają za to ciało migdałowe w mózgu -  to ono jest odpowiedzialne za nasz lęk. Można jednak je oszukać. Pierwszym sposobem jest właśnie podejmowanie malutkich, nic nie znaczących, a czasem wręcz absurdalnych kroczków, do momentu, aż nasz mózg przyzwyczai się do tej niecodziennej sytuacji. W pewnym momencie przyzwyczaimy się do   dodatkowej aktywności, którą można znów powiększyć o dodatkowy kroczek. I tak - drobnymi kroczkami - prosto do celu. Po drodze zachodzą w nas samoistne zmiany na lepsze, których nasz mózg nawet nie wyłapie. Tak jak w przytoczonym przykładzie. Kobieta, która nienawidziła ruchu i wysiłku fizycznego, dzięki  1 minucie marszu w miejscu zaczęła dla przyjemności spacerować, mikrokroczkami zmieniała dietę, a jej mózg nie odczuwał dyskomfortu, bo nie zauważał gigantycznych zmian, jakie go czekały.

Aktualnie świat proponuje nam wszystko co szybkie - również w aspekcie zdrowia. Szybkie koktajle, do zrobienia w dwie minuty, które w szybkim czasie ( maksymalnie kilka dni) odchudzą nas o parę kilo. Szybkie treningi z instruktorkami na płytach - efekty w cztery tygodnie, w trzy tygodnie a nawet ostatnio w dwa tygodnie. Co to oznacza? Mordercze treningi 6 razy w tygodniu, głodowe racje żywieniowe, oparte na surowiźnie, zmęczenie i stres, bo chcemy kebaba a czeka nas sok z buraka, który pani celebrytka wciąga rano z nasionami chia  i uśmiechem na twarzy a nam się rzygać chce na sam widok, a to dopiero drugi dzień - przed nami jeszcze 4!!!. Od dawna wymiksowałam się z tego pośpiechu, choć nie przeczę - nie zawsze można.  ALE - daję sobie czas. Na wszystko. Nie rzucam się z motyką na słońce, bo wychodzę po takich akcjach mocno poobijana i  z fatalnym nastrojem. Jeśli chcę zdrowiej jeść, dosypuję na początek  do ulubionej zupy siemię lniane.. Potem zamiast śmietany wlewam jogurt, a po paru tygodniach zamiast mąką zagęszczam np. kaszą manną. Smażę na oliwie lub oleju kokosowym, a nie oleju. Nie muszę od razu odrzucić schabowego. Mogę wymieszać bułkę tartą z płatkami owsianymi, zamiast w ogóle rezygnować z panierki. Mogę pocukrować kawę 2.5 łyżeczką cukru a nie trzema, a potem 2, potem 1.5  - aż wreszcie zrezygnuję całkiem. Palacze mogą palić tę samą ilość papierosów, ale pół minuty krócej ( czyli wypalić nieco mniej papierosa) Albo jednego papierosa dziennie palić nieco krócej i ciągle skracać mu czas, aż zniknie np. poranny dymek z naszego obowiązkowego harmonogramu. Nie odczuwamy drastycznych zmian.  Czasem wystarczy drobny krok, żeby uruchomić  coś wielkiego.   Nowy Rok to czas na zmiany - zróbmy to z głową i odnieśmy trwały sukces.


*******************************
O kolejnych metodach Kaizen co poniedziałek - c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj na mojej stronie. Cieszę się, że jesteś:) Jeśli chcesz coś dodać od siebie - napisz. Będzie mi bardzo miło. Pozdrawiam