wtorek, 17 lutego 2015

Kreatywna Mama: Piasek sensoryczny - Moon Sand. Wersja hand made



Moda na wszelkiego rodzaju hand made trwa. Mnie skutecznie omijała do czasu, aż mój syn nie skończył 6 miesięcy i zaczął wykazywać nudę wszelkimi dostępnymi mu zabawkami, jakie mieliśmy w naszej domowej ofercie.
Nic mu się nie podobało. Ani grzechotka, ani mata, ani bujaczek, ani miś. Nic. Pierwsza myśl: tzreba dokupić nowe. No i tak kupowaliśmy, nasze mieszkanie zapełniało się kolejnymi grającymi / mówiącymi /drewnianymi / ekologicznymi / edukacyjnymi /ręcznie robionymi przedmiotami, a nasza pociecha zajmowała się tym parę chwil i odkładała znudzona.
Do hand made'u robionego przez kogoś zawsze miałam slabość i bardzo mi się podoba, tak więc w skrytości liczyłam,że tilda czy drewniany konik skradną serce Bobasa. Niestety - nie skradły, ale za to pięknie prezentują się na półce i mam nadzieję, że za jakiś czas  Młody odkryje ich wartość. Przeciwnikiem grających zabawek nie jestem, bo nie cierpię wpadania ze skrajności w skrajność. Mój syn ma i będzie miał i takie zabawki, a moja w tym głowa, żeby nauczył się odróżniać rzeczy wyjątkowe i dobre gatunkowo od tych tandetnych i przyjemnych na krótką chwilę. W myśl zasady pobaw się, ale jak ci zginie nie będziemy rozpaczać. Nie popieram otaczania się tylko plastikami z Biedronki, czy nawet Fisher Price'a, ale też nie podoba mi się zmuszanie dziecka tylko do zabawy drewnianym autkiem, bo mówimy stanowcze NIE resorakom. Zakazany owoc najlepiej smakuje i to dotyczy  nie tylko czekolady. Dzieci półtoraroczne traktują wszystkie zabawki identycznie - rękodzieło nie rękodzieło- hej do pyska, bach na podłogę,wkładamy do wody, uciapiemy obiadem. A to są drogie rzeczy i nie uwierzę, że większości mam nie zadrży ręka, żeby schować zabawkę, bo szkoda, żeby się tak szybko zniszczyła. A to nie o to chodzi. Dzieci w ten brutalny sposób poznają świat i swoje możliwości, dlatego nie można im zabraniać takich eksperymentów. Ja postanowiłam robić jak na razie własne zabawki, które bez żalu, jeśli coś pójdzie z eksperymentem nie tak, wyrzucę. Jasne, że będzie mi szkoda, bo wkładam w każdą najmniejszą rzecz serce - w końcu robię to dla dziecka, ale ani cenowo, ani w żaden inny sposób na tym nie tracę. Najwyżej zrobię jeszcze raz. Jedną z fajniejszych rzeczy, która pochłonęła Bobasa na długie minuty był piasek księżycowy, zwany również sensorycznym. Widziałam takie rzeczy w sklepach i planowałam to kupić za jakiś czas, ponieważ dużo dobrego o piasku słyszałam: że rozwija koordynację wzrokowo - ruchową, że dostarcza różnorakich bodźców małym receptorkom na paluszkach, że rozwija wyobraźnię. Znalazłam ten piasek w internecie - 2.5 kg. kosztuje 76 zł. Na Allegro ceny zaczynają się od 20 zł. To sporo, biorąc pod uwagę fakt, że nie mamy pewności czy nasze dziecko zechce się tym pobawić. Wpisałam w google moon sand hand made i co widzę? Mnóstwo pomysłów na to, jak zrobić dla dziecka piasek sensoryczny, którego dodatkową zaletą jest to, że nie ma w nim grama chemii, jest ekologiczny i zdrowy. Ja wybrałam najłatwiejszy przepis - z tego bloga

Przepis jest taki:
MOON SAND - PIASEK KSIĘŻYCOWY
Składniki:
  • mąka ( ja użyłam razowej, bo akurat innej nie miałam, więc piasek jest grubszy)
  • oliwka dla dzieci
  • ew. barwnik spożywczy
  • ew. olejek zapachowy
Nie podaję ilości, bo uważam, że każdy musi zrobić to na wyczucie. Ja stosowałam się do przepisu, ale jakoś mi się to nie lepiło,więc dolewałam po trochu oliwki, aż złapało odpowiednią konsystencję. 
Łączymy kilogram ( to jest minimum) mąki z oliwką. Oliwkę dolewamy po trochu, aż do uzyskania konsystencji mokrego piasku, z którego będziemy w stanie ulepić kulkę, która się nam nie rozsypie w rękach. Można dodać barwnik dla koloru i olejek dla zapachu. Ja dodałam olejek lawendowy, więc mamy sesje relaksacyjne w łazience.


No i właśnie. Na pewno nie jest to zabawka dla dzieci matek perfekcyjnych, kochających porządek. W czasie zabawy dziecko jest ufajdane aż po czubki włosów. Bobas wysypuje piasek na siebie, wciera we włosy, wrzuca sobie do rękawów. Po skończonej zabawie, trzeba go rozebrać ( w lecie będziemy bawić się tylko w pieluszce, albo na waleta:P),wytrzepać z niego piasek, umyć ręce z tłustej i wszędzie lepiącej się oliwki, ubrać w czyste rzeczy. I co najgorsze doprowadzić łazienkę do porządku, bo piasek jest dosłownie wszędzie. Kupa roboty z tym, ale... moje dziecko jest tak szczęśliwe, tak radośnie kopie dołki, przyklepuje babki, które mu robię, a potem z zapałem je niszczy, że ten cały syf jest tego wart. Dzięki tej zabawie nauczył się, że trzeba myć rączki i sam podchodzi do zlewu, czekając aż odkręcę mu wodę. mnie również piasek relaksuje i uważam  te chwile nad pudełkiem po butach za najfajniejsze w ciągu dnia. Jesteśmy w pełni zaangażowani w tę zabawę, współpracujemy przy robieniu babek, wygłupiamy się. W takich momentach czuję tzw.flow, kiedy zapominam, że istnieje coś poza naszym małym światem w łazience:)
Ps. Piasek można trzymać w pudełku po butach, albo jakimś innym w miarę dużym plastikowym lub kartonowym pojemniczku.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj na mojej stronie. Cieszę się, że jesteś:) Jeśli chcesz coś dodać od siebie - napisz. Będzie mi bardzo miło. Pozdrawiam