wtorek, 19 maja 2015

Po prostu...zachwyć się




Wiosna dodaje energii. Świat się zieleni, budzi nas słońce, wiatr chłodzi w ciepły dzień, a nie wyziębia organizm. Nawet problemy i przeszkody wydają się mniejsze. Odkąd Bobas pojawił się na świecie jestem w permanentnym zachwycie nad pięknem przyrody.
Nie ważne jaka jest pora roku, widzę pozytywy i urok w każdej  z nich. Ale wiosnę lubię wyjątkowo -  za te ciepłe promienie po zimnych, śnieżnych dniach, za możliwość wypicia kawy na ławce w parku, za zapach wiosennego wiatru, za pączki i kwiaty na drzewach, za zapach prania na balkonach... Oj mogłabym wymieniać i wymieniać. Ostatnio wpadł mi w ręce majowy numer Sensu. Kupiłam go pod koniec kwietnia, ale ze względu na nawał obowiązków, rzuciłam go w kąt i odkopałam dopiero kilka dni temu. Zabrałam gazetę ze sobą do parku, aby w chwili samotności, kiedy moi mężczyźni bedą szaleć na zjeżdżalni, móc z kubkiem kawy powoli go przekartkować. Artykuł, który zwrócił moją uwagę  Zachwyć się życiem, można uznać za jeden z wielu o takiej tematyce. Nie ma chyba gazety, która nie puruszyłaby przez ostatnie kilka miesięcy tego tematu. Niezmiennie jednak lubię takie teksty czytać. Nawet kiedy jestem w stanie zachwytu praktycznie cały czas.

Sztuka zachwytu to coś, co trzeba w sobie rozwijać i pielęgnować. Mamy  tę umiejętność w sobie jako dzieci, a potem gdzieś ją gubimy, w pogoni za mniej ważnymi rzeczami. Warto nauczyć się radości życia i zauważania piękna wokół siebie.

To w zasadzie kwintesencja całego artykułu. I prosta recepta na to, jak poczuć szczęście. Zgadzam się, że czasem problemy są tak przytłaczające, że ciężko znaleźć siłę na dostrzeżenie czegoś pozytywnego w naszym życiu i wierzcie mi sama nie raz przez to przechodziłam. Ale tym bardziej ćwiczmy naszą uważność na piękno. Może dziś zachodzące słońce nas nie ucieszy, bo rozpacz przysłania nam obraz, ale jeśli codziennie będziemy patrzeć    i szukać tych ulotnych momentów, to w pewnej chwili poczujemy, że nasz smutek się zmniejszył?




Jakieś siedem lat temu, przeszłam straszliwą depresję. Różne doły mnie w życiu dopadały, ale z taką niemocą nigdy się nie spotkałam. Praktycznie przez prawie miesiąc nie wstawałam z łóżka. Moja godzina wyjścia z pieleszy to była godzina 17. Nie wspomnę, że o makijażu czy choćby uczesaniu się nawet nie myślałam, chyba że miał ktoś nas odwiedzić. Wtedy spinałam się w sobie i odgrywałam rolę szczęśliwej i nie posiadającej żadnych życiowych problemów. Nie pamiętam wiele z tego okresu, bo moja świadomość była trochę przytępiona smutkiem. Pamiętam, że obsesyjnie robiłam sobie zdjęcia twarzy, bo patrząc na zdjęcie nie poznawałam na nich samej siebie. Tak się złożyło, że mój dół przypadał na koniec lata. Z jednej strony gdzieś tam z tyłu głowy kołatała mi się myśl, że to ostatnie piękne chwile, że już niedługo będzie szaro i zimno. Z drugiej strony byłam tak zobojętniała na wszystko, że w zasadzie nie umiałam się cieszyć takimi bzdurami jak piękno tego co mnie otacza. Przełomem była bardzo błaha sytuacja ( zauważyliście, że błahostki najczęściej są przełomami?). Otóż wyszłam na balkon, żeby odetchnąć choćby przez chwilę świeżym powietrzem ( moje racjonalne myślenie mi tak kazało, bo ja tego nie potrzebowałam ), spojrzałam na drzewa i pomyślałam, że to co widzę jest piękne. Ale pomimo tego, że mam tę świadomość nie widzę tych kolorów, nie czuję tego ciepła, ani żadnych zapachów. Jakbym była martwa. I ta myśl mnie przeraziła. Umyłam się, uczesałam i płacząc zrobiłam makijaż. Na siłę i wbrew sobie. Mało tego - wyszłam na spacer. I robiłam tak codziennie.  Aż pewnego dnia pomyślałam, że mamy piękny wieczór. I księżyc taki duży. Zaczęłam żyć. Zaczęłam odczuwać i doświadczać...

W zachwycie otwieramy się na piękno i moc wszechświata, dostrajamy do jego pozytywnej energii - a ona nas karmi, wzmacnia.

Nie trzeba mieć depresji czy doła, żeby nie umieć dostrzec piękna. Wystarczy, że jesteśmy zbyt zajęci, zabiegani, ciągle gdzieś się spieszymy. Ja wyrobiłam w sobie już nawyk dostrzegania ulotności chwili nawet gdy pędzę spóźniona na ważne spotkanie, ale dla tych, którzy dopiero zaczynają swój trening  uważności podaję zaczerpnięte z majowego Sensu ćwiczenia

  1. Bądź jak dziecko - dziecko jest w ciągłym zachwycie i zadziwieniu. Dostrzega kropki na biedronce, w wodzie zobaczy niebo. Nie bój się zatrzymać i zachwycić prozaiczną rzeczą. Ja po lekturze odkryłam, że jako dziecko magiczną chwilą było dla mnie wybijanie przez dzwony pełnej godziny. Wtedy wyobrażałam sobie tego człowieka, który musi się wyspinać na wieżę i ciągnie za te sznury, a dzwony regularnie wybijają godzinę. Ostatnio zatrzymałam się na moment i posłuchałam dzwonów kościelnych i wiecie, że nadal czuję tę magię? Od 20 lat nie zwracałam na nie uwagi, a teraz proszę jaką mam radochę:)
  2.  Bądź uważna - staraj się skupić całą swoją uwagę na tym co daje ci radość. To, że lubisz pływać w jeziorze nie sprawi ci samym faktem radości. Poczuj wodę, jej zapach, to jak stawia opór ciału, zobacz jej błękit, poczuj wiatr.  Wtedy poczujesz szczęście. Podobnie prozaiczny spacer - poczuj, zobacz, doświadczaj - wtedy żyjesz
  3. Prowadź dziennik zachwytu - szczerze? Nie robię tego, nie mam cierpliwości. Kiedyś zaczęłam i efekty były fajne, ale jakoś nie czuję tego całego zapisywania. Robię zdjęcia i łapię szczęściaki ( UWAGA: Cykl szczęściaków będę publikować zawsze w ostatnią niedzielę miesiąca, a nie co tydzień. Będzie ich za to więcej i znacznie bardziej różnorodne)
  4. Dbaj o szczegóły - wszędzie pisze o tym, że jakość ma znaczenie i wiecie co? To naprawdę działa. Jasne, że kawa z plastiku jest dobra, ale z filiżanki jest lepsza. Jasne, że na piknik możemy się wybrać z rzeczami zapakowanymi w reklamówkę z Biedronki, ale koszyk piknikowy i kocyk w kratkę daje inną jakość. Jasne, że możemy zjeść w sobotę śniadanie na kanapie, ale przygotowanie go z dbałością o szczegóły i zjedzenie przy pięknym stole ma w sobie coś wyjątkowego... .
  5. Rozwijaj wrażliwość - spotykaj się ze sztuką. Jaką tylko chcesz, ale rób to regularnie raz w tygodniu. Ja kocham teatr, kino, koncerty, literaturę. Na razie nie mamy za bardzo możliwości wyjść gdzieś  późnym wieczorem, ale staram się w wolnej chwili nadrabiać zaległości kinowe w domu, teatr telewizji rekompensuje mi brak wyjścia do teatru, kupuję płyty zamiast biletów na koncert, albo słucham koncertów na You Tube albo TVP Kultura, czytam w wolnych chwilach i choć nie pożeram już książek, jak to miało miejsce gdy słowo matka kojarzyło mi się tylko z moją mamą,  staram się choć jedną miesięcznie na raty przeczytać.
  6. Delektuj się - nie tylko jedzeniem, ale wszystkim czego doświadczasz. Zapamiętuj szczegóły, swoje odczucia, zapachy.
Świat jest naprawdę piękny i tylko od nas zależy, czy wyjdziemy pięknu na przeciw czy zamkniemy się we własnej skorupce.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj na mojej stronie. Cieszę się, że jesteś:) Jeśli chcesz coś dodać od siebie - napisz. Będzie mi bardzo miło. Pozdrawiam