poniedziałek, 7 grudnia 2015

Tylko raz w roku...


Od niepamiętnych czasów moje wyczekiwanie na Mikołaja wiązało się  wyczekiwaniem na ciastka  z cukierkami. Moja mama robiła je zawsze 5 grudnia dla Świętego Mikołaja i wynosiła wraz ze szklanką mleka wieczorem na balkon, żeby biedaczek zmarznięty całonocną wędrówką posilił się i napił. On w zamian za to zostawiał mi prezent.
W ostatnim poście napisałam, że byłam najdłużej wierzącym w moc mikołajowych czarów dzieckiem na świecie  . Moi rodzice bardzo się w tym względzie postarali, aby ten baśniowy klimat towarzyszył mi jak najdłużej. Była to tak logiczna historia, że postanowiłam kultywować ją już jako matka. U mnie nigdy nie pojawił się z workiem prezentów Mikołaj - zawsze mówiono mi, że ten prawdziwy w Niebie przychodzi nocą i na balkonie ( bo jak niby miałby wejść do domu), ewentualnie pod drzwiami wejściowymi, zostawiał dla mnie prezent, który był  odpowiedzią na mój list zaadresowany do niego i wysłany w pocztowym okienku. Dla dziecka w końcu to niemożliwe, żeby Pani na poczcie przyjęła list do kogoś, kto nie istnieje, więc dowód na istnienie Mikołaja już jest. Dziś ze wzruszeniem wspominam tę całą zabawę w adresowanie: Święty Mikołaj, ul. Grudniowa 6, 77 - 777 Niebo, a także uśmiech pani na poczcie, która co roku zapewniała mnie, że list na pewno dotrze, bo wysyłają z listami do Mikołaja specjalnie zatrudnionego do tego celu pana. Po czym przybijała pieczątkę. I od tego momentu ( a był to listopad) zaczynało się codziennie zaglądanie na balkon, czy aby Mikołaj nieco wcześniej nie pojawił się u mnie. 
Dlaczego nie przychodził do mnie przebieraniec? Niby dzieci się cieszą i tak dalej, ale cóż... dzieci nie są głupie. Na początku może i przebieraniec spełniłby swoją rolę, ale im starsze dziecko, tym więcej kojarzy i potrafi rozpoznać, że głos jakby wujka, że zegarek wystaje taki jak ma tata, że gumka od brody wychodzi. Ja pamiętam dwie sytuacje, które dały mi do myślenia, że Mikołajowie spotykani na ulicy to chyba nie bardzo są spokrewnieni ze Świętym.
Pierwsza z historii miała miejsce kiedy miałam jakieś trzy lata i tak zapadła mi w pamięć, że do dziś często ją wspominam. Szłam z Tatą 6 grudnia  do wujka, gdzie mieliśmy wraz z moimi kuzynami mieć mikołajkowe przyjęcie. Po drodze spotkaliśmy Mikołaja ( bo były to czasy,  kiedy od 5 grudnia na ulicę wychodziło mnóstwo przebierańców, dzwoniących dzwonkami). I ten Mikołaj  zatrzymał się przy mnie i pyta: Dostałaś już dziewczynko prezent? I to był szok! Pół godziny wcześniej otwierałam od niego podarunki a on co? Zapomniał? I czemu nie zna mojego imienia???
Druga sytuacja miała miejsce w przedszkolu. Miałam jakieś cztery lata i wszystkie dzieci z grupy zebrały się, aby Mikołaj rozdał nam prezenty. Mikołaj wszedł, usiadł i kiedy się odezwał odkryłam, że to głos woźnego - pana Marka. Zaczęłam mówić wszystkim, że to nie Mikołaj, lecz Pan Marek, że poznaję głos. Podejrzewam, patrząc z perspektywy czasu, że panie miały wtedy niezły kłopot. Ucięły to w końcu tekstem: To nie pan Marek, jak chcesz to pójdziemy po niego, ale wtedy na pewno nie dostaniesz prezentu. Cóż usiadłam cicho , wzięłam prezent i opowiedziałam Mamie, że zostałam oszukana, bo to nie Mikołaj do nas przyszedł, tylko przebieraniec. I wtedy Mama powiedziała mi PRAWDĘ:) Że prawdziwy Mikołaj przychodzi z Nieba do dzieci nocą i nie można go zobaczyć, że ludzie, których widzimy są przebierańcami, aby uczcić ten dzień, tak jak ja przebieram się na bal karnawałowy i że to dobrze, bo dzięki temu mogę dostać więcej prezentów. Że do prawdziwego Mikołaja wysyła się list na poczcie, a 5 grudnia trzeba zrobić dla niego jego ulubione ciasteczka. Ciasteczka z lentilkami. Moje ukochane ciasteczka, które są tak proste, że można je robić co tydzień,  ale my jedliśmy je  tylko raz w roku - 6 grudnia. I wiecie co? Do dziś tak jest. Są fantastyczne na wszelkie kinderbale, ale dla mnie ich smak jest cudowny tylko raz w roku, dlatego nie podejmuję prób zrobienia ich kiedy indziej. Na rożnych stronach widziałam te ciasteczka z mms-ami, jednak proporcje cukru w tych przepisach są dla mnie za wysokie, ponieważ  same cukierki są już bardzo słodkie. Podaję mój przepis na ciasteczka dla Świętego Mikołaja, może w przyszłym roku i u Was Pan z Brodą zatrzyma się na moment, żeby przegryźć swoje ulubione ciasteczko... .
CIASTKA DLA MIKOŁAJA
Składniki:
kostka masła
pół szklanki brązowego cukru
2 jajka
2,5 szkl. mąki pszennej pełnoziarnistej
laska wanilii ( lub cukier waniliowy, ewentualnie odrobina aromatu)
łyżeczka sody oczyszczonej
2 torebki cukierków typu lentilki, mmsy

Masło ucieramy z cukrem, dodajemy jajko, ucieramy dalej, dodajemy drugie jajko, ucieramy, dodajemy wanilię. Następnie łączymy mąkę z sodą i mikserem łączymy z masą maślano -  jajeczną. Na końcu dosypujemy opakowanie cukierków, należy je łyżką przemieszać. Na blaszce wykładamy papier do pieczenia i łyżką nakładamy ciasto, robiąc z niego kule wielkości orzecha, spłaszczamy. Na wierzchu wciskamy cukierki z drugiego opakowania. Pieczemy 10 minut w 180 stopniach. Studzimy na kratce. Przekładamy do puszki, a część zostawiamy Mikołajowi wraz ze szklanką mleka. Smacznego



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj na mojej stronie. Cieszę się, że jesteś:) Jeśli chcesz coś dodać od siebie - napisz. Będzie mi bardzo miło. Pozdrawiam