czwartek, 12 marca 2015

A może by tak... pogadać o pieniądzach


Znacie to: masz zły dzień, wkurza Cię mąż, jesteś zmęczona, dziecko od rana daje w kość, spojrzałaś rano w lustro i pomyślałaś "jestem tłustą świnią", koleżanka z pracy pokazała Ci zdjęcie swojej kuchni, a tam zastawa Rosenthala, u Ciebie "marna" Ikea (niepotrzebne wykreślić). Natychmiast musisz poprawić sobie humor, więc a) sięgasz po ciastko ( wyrzuty sumienia i rośnie Ci dupsko), b) wypijasz lampkę wina i kładziesz się w wannie ( tak, bardzo prawdopodobna wersja dla matki) c) w najbliższej wolnej chwili wyskakujesz na zakupy lub  - wersja dla matki oszczędzającej czas -włączasz internet i oddajesz się błogiemu wydawaniu kasy ( wyrzuty sumienia jak przy obżarstwie, ale dupsko nadal szczupłe). U mnie to standard.
Im gorszy mam dzień, tym więcej pieniędzy przepuszczam. Mam też Osobisty Zestaw Wymówek Zagłuszających Wyrzuty Sumienia, a także Zestaw Argumentów Dla Męża Szukającego Dziury W Całym. Najczęstsze to: potrzebuję nowej pary spodni, bo w MOICH ULUBIONYCH jest dziura ( to nic, że mam jeszcze inne pary). Na stwierdzenie Męża czemu nie chodzę w innych - ze łzami w oczach należy wykrzyczeć: Bo się nie mieszczę! Skuteczne. Nie ma faceta, który odważy się sprawdzić, czy rzeczywiście się nie mieścisz - drażliwy temat :P Kolejna dobra wymówka zakupoholizmu - kupiłam dla dziecka. Dziecku trudniej odmówić, a poza tym robimy coś dobrego, dbamy o naszą pociechę. No i jeszcze jedna: należy mi się, bo takie mam ciężkie życie, tyle problemów, jestem taka zmęczona( i znowu niepotrzebne skreślić). To nic, że zestaw trzech ceramicznych form w kształcie serca do wypieków na zmęczenie albo stres w pracy nie wiele zdziałają. Należy mi się i koniec. Nagroda:) 

U mnie tak to  właśnie wygląda... . Odkąd zafiksowałam się na punkcie minimalizmu trochę przystopowałam z wydawaniem pieniędzy i również tę sferę minimalizm objął, ale... Cholera, jest przesilenie wiosenne. Ciężko mi, więc zakupy trochę osłodziły mi ten okres. Jako zadeklarowana minimalistka, na każdą kupioną rzecz robię miejsce wyrzucając dwie stare, jednak nie oszukujmy się, większość rzeczy była mi niepotrzebna. 

Dobra, przechodzę do rzeczy. Lubię czytać miesięcznik Sens. Kupuję go regularnie i już kilka razy idealnie wpasował się z tematami w moje rozterki. I właśnie w tym numerze ( marzec 2015), znalazłam fantastyczny wywiad z panią psycholog Agatą Gąsiorowską. Artykuł poświęcony jest kwestii pieniędzy i ich wydawania. I powiem szczerze, dał mi do myślenia. Na pierwszy plan wysuwa się refleksja nad tym, jakie jest nasze podejście do pięniędzy i z czym to jest związane. Chodzi o to, czy nasz stosunek do  kasy jest emocjonalny czy też obojętny, przy czym ta obojętność polega na tym, że mamy zdrowe podejście do wydawania - nie szastamy wypłatą zaraz po wpłynięciu na konto, płacimy w pierwszej kolejności rachunki, a dopiero potem ustalamy kwotę na przyjemności. a może jednak  żyjemy chwilą, nie martwimy się o przyszłość, wydajemy w tydzień prawie wszystko, nie mamy oszczędności a przynajmniej zapasu pozwalającego nam w miarę spokojnie dotrwać do "pierwszego"  I co najlepsze " z psychologicznego punktu widzenia zarówno ci, którzy pieniądze kochają, jak i ci, którzy ich nienawidzą, niewiele się od siebie różnią. To są dwie strony tego samego medalu - obie grupy charakteryzuje silne, emocjonalne podejście do pieniędzy" To co dla mnie ważne,  to że zarówno nadmierna miłość, jak i nienawiść do pieniędzy bardzo wpływają na to, jakie wartości przekazujemy dzieciom. Ok, wszyscy wiemy, że pokazywanie jacy to nie jesteśmy bogaci, jak to nas na wszystko stać i dawanie dziecku każdej rzeczy, o której tylko wspomni, jest prostą drogą do tego, żeby wychować nieczułego snoba. Ale szczególnie w Polsce mamy zwyczaj nie gadania o pieniądzach (pani psycholog porównuje nas i Holendrów, dla których rozmowa o finansach nie jest tabu, to coś NORMALNEGO). Rozmowy o tym kto ile zarabia są traktowane jako te w złym tonie, dzieciom nie pozwalamy bawić się portfelem, bo to coś ważnego. W ten sposób unikając tematu pieniędzy wzbudzamy w nich poczucie, że to coś niesamowicie istotnego, coś zarezerwowanego dla wybranych, a to już budzi emocjonalny do nich stosunek. Dlatego z dziećmi warto o pieniądzach rozmawiać. Pokazywać portmonetkę, mówić, że tu mama ma pieniążki, za które kupuje jedzenie. Takie rozmowy mają być neutralne,mają pokazywać, że pieniądze są czymś, czym trzeba zarządzać, rozsądnie dysponować, nie są celem, a jedynie środkiem do niego. To nie one decydują, jakimi ludźmi jesteśmy. 

To właśnie z tego artykułu dowiedziałam się, albo raczej uzmysłowił mi, rzecz oczywistą, że emocjonalne podejście do pieniędzy sprawia, że ulegamy zakupoholizmowi, w celu poprawienia sobie humoru. Zawsze myślałam o sobie w kategoriach obojętności na to, ile mam na koncie i ile mają na nim inni. Miłość do zakupów poprawiających humor to jedno, a ilość zer przy wypłacie to drugie. A jednak nie. To to samo. Emocjonalnie to emocjonalnie. Kupowanie kompulsywne jest po prostu innym wyrazem zaburzenia postrzegania pieniędzy. Kobiety - twierdzi pani psycholog i ja się z nią zgadzam - kupują to co w ich odczuciu polepszy ich wizerunek w oczach innych ludzi: kosmetyki i ubrania. Mężczyźni kupują to, co pokaże ich jako kompetentnych i zaradnych - elektronikę, narzędzia. 

Zastanawiałyście się jak to jest, że jedne rodziny mają wspólnie co miesiąc czterocyfrowe sumy na koncie i toną w długach, a inne potrafią funkcjonować za 2000 zł.? Cytuję: " najsilniejszym czynnikiem, który definiuje to czy będziemy w stanie oszczędzać, jest umiejętność samokontroli, a więc nieuleganie pokusom..." I powiem Wam, że coś w tym jest. Jeśli musimy, to się spinamy, nie otwieramy strony ulubionego sklepu i nie folgujemy sobie, tylko po to, żeby poprawić sobie na chwilę humor. Jeśli musimy, to przechodzimy w supermarkecie bez mrugnięcia okiem obok rzeczy,  na które nas nie stać, a które zapewne wylądowałyby w koszyku, gdybyśmy były "przy kasie".Dało się? Dało się! Umarłam bez tego? Nie:)

Marzy mi się sytuacja, w której zawsze będę umiała zapanować nad swoimi zapędami do nabywania rzeczy nie do końca mi potrzebnych. Chiałabym nauczyć Syna, że pieniądze są pomocne, ale ich mądre wydawanie to bardzo trudna sztuka. Trudno się uodpornić na wszystkie oferty, które każdego dnia przewijają się nam przed oczami. Lubię piękne rzeczy, ale nie muszę mieć wszystkiego od razu. A przede wszystkim, postaram się nie kupować wtedy, gdy jest mi z jakiegoś powodu źle. Nie pod wpływem emocji, a realnych potrzeb. I myślę, że to będzie zadanie na marzec:)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj na mojej stronie. Cieszę się, że jesteś:) Jeśli chcesz coś dodać od siebie - napisz. Będzie mi bardzo miło. Pozdrawiam