wtorek, 31 marca 2015

Chwila z książką: Dzieciństwo Jezusa, J.M.Coetzee



Wchodzimy w okres wielkanocny, więc dziś będzie "religijnie" :) A  tak poważnie o książce, która wyszła spod pióra jednego z moich ulubionych autorów - J.M. Coetzee. I niestety jest dla mnie największym zawodem roku.


Uwielbiam Coetzee od zawsze, a na pewno od czasu, kiedy przeczytałam Hańbę. Do dziś jest to jedna z moich ulubionych książek. Nim świat obiegła wiadomość, że autor na dniach wyda swoją najnowszą książkę, ja już od miesięcy na nią czekałam. Kupiłam Dzieciństwo Jezusa w dniu pojawienia się w sklepach ( absolutnie nie dla tego, że bałam się, że ktoś mi ją wykupi, to nie Harry Potter), ale po prostu  tak bardzo chciałam ją już mieć na półce. Tym bardziej, że zapowiadało się bardzo ciekawie. I co? Hmm… Jak mogłeś mnie tak zawieść Panie J.M. Coetzee?! Miała być „ Historia rodziny z Nazaretu opowiedziana na nowo”. Dobrze, że jest taki tytuł, bo inaczej ciężko byłoby się domyślić. Nie wiem, gdzie mam tej historii szukać, ta książka choć przeczytana kilka miesięcy temu nadal nie daje mi spokoju. Owszem odnajdujemy kilka nawiązań, ale absolutnie nie jest to historia Jezusa, ani żadnego innego świętego. 

Krótko na temat samej fabuły:

Do wybrzeży Novilli przybija statek, na którym znajdują się ludzie, chcący zacząć nowe życie. Między nimi jest mężczyzna -  Simon z  kilkuletnim chłopcem, poznanym na statku o imieniu David. Dziecko jest bardzo tajemnicze, nic nie wiadomo o jego matce, sam chłopczyk jej nie pamięta. Simon, bierze go pod opiekę i postanawia znaleźć jego mamę ( ale nie koniecznie biologiczną). Już w pierwszych chwilach na lądzie pojawiają się  problemy, gdyż bohaterowie nie mają gdzie zamieszkać. Noclegu w polowych warunkach udziela im urzędniczka, którą poznali tuż po przybyciu. Traktuje ich jednak niczym zwierzęta ( więc jedno nawiązanie do historii świętej rodziny jest dość oczywiste). Szybko jednak otrzymują lokal mieszkalny, Simon zaczyna pracę przy rozładunku statku i poszukiwania mamusi dla dziecka.Trafia na idealną, według niego, kandydatkę całkiem przypadkowo. Ines, choć sama również kiedyś przybyła do Novilli jako uchodźca, jest mieszkanką bogatej rezydencji. Czas upływa jej na grach i zabawach z braćmi oraz wielkim psem. Początkowo propozycję mężczyzny traktuje jako niepoważną, jednak ostatecznie godzi się na zostanie matką Davida, porzuca swoje bogate i dostatnie życie i zamieszkuje w mieszkanku Simona. I w sumie do tego momentu moglibyśmy uznać, że jest to przerobiona, ale jednak historia biblijna. Niestety od tego momentu jest tylko gorzej. Ines owszem wprowadza się do Simona, ale on musi się wyprowadzić. Mało tego - przez długi czas zabrania mu kontaktów z chłopcem, sama zaś staje się- delikatnie  mówiąc -nadopiekuńcza. Kilkuletniego chłopca wozi w wózku, przebiera jak laleczkę i straszliwie rozpuszcza,a co najgorsze izoluje od wszystkich. Chłopiec robi się pyskaty, wręcz niegrzeczny i co raz bardziej przeświadczony o swojej niezwykłości. I kolejna sprawa – niezwykłość chłopca. Cały czas myślę o tej niezwykłości, o której wszyscy się tak rozpisują. Owszem, zgadzam się, że często mówi jak natchniony, ale z tej mowy nic nie wynika. Głosi proroctwa, ale one się nie sprawdzają. Jest despotyczny i humorzasty, nie sądzę, żeby tak zachowywał się Jezus, albo chociaż jego bardzo literackie wcielenie.

Innym często używanym hasłem, odnoszącym się do tej pozycji, jest to, iż Coetze ukazał świat bez Boga. No cóż, jeśli tak ma wyglądać świat bez Boga, to według mnie nie jest wcale tak źle. Myślę nawet, że sporo wniosków można byłoby wyciągnąć i wykorzystać w naszym, jakże religijnym społeczeństwie. Człowiek w utworze żyje pracą. I możemy się spierać, podobnie jak Simon, że rozładowywanie przez cały dzień worków ze zbożem własnymi rękami, jest bez sensu, że  robotnicy w doku robią to bez głębszej refleksji, ale tak naprawdę odpowiedź jego przyjaciela, że jest to ważna sprawa, bo ze zboża jest chleb, a on daje życie wystarcza za cały komentarz. Mało tego praca jest dla każdego i każdy chce pracować. Może nie ma Boga, ale jest przyjaźń, chęć pomocy, bezinteresownej i szczerej troski o drugiego człowieka.

Długo można byłoby analizować tę książkę. Marzy mi się, że kiedyś do takiej dyskusji przystąpię. Może utwierdzi mnie ona w moich odczuciach i przekonaniach, a może diametralnie je zmieni. Jak na razie pozostaje mi rozczarowanie.



Ps. Jeśli ktoś czytał będę wdzięczna za opinie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj na mojej stronie. Cieszę się, że jesteś:) Jeśli chcesz coś dodać od siebie - napisz. Będzie mi bardzo miło. Pozdrawiam