Nieczytanie etykiet kosmetyków i innych produktów
powszechnego użycia to standard. Nie ukrywajmy - Polacy są mało świadomymi
konsumentami. Poza tym, przyjęło się w naszym myśleniu, iż jesteśmy otoczeni
chemią i w zasadzie nie ma na to rady. O ile kupujemy coś dla siebie, to
faktycznie może nam to nie zaszkodzić, a nawet jeśli, to jakoś się przemęczymy,
tak nieświadome zakupy dla najmłodszych mogą się skończyć tragicznie.
Oczywiście, że nie unikniemy chemii - jest wszędzie, ale warto wiedzieć, na co
faktycznie zwracać uwagę , ponieważ, choć bagatelizowane, są to substancje
szkodliwe i trujące dla dzieci. I niestety bardzo powszechne.
Matka w sklepie najczęściej nie ma czasu na dokładne
czytanie etykiet każdej oliwki. Dlatego warto wcześniej się przygotować i w
wolnej chwili poczytać składy w internetowych ulotkach. Ja mam już taki odruch,
że nawet jeśli jestem w sklepie dosłownie na moment , wystarczy mi rzut oka,
żeby wyłapać substancje, które mogą być niebezpieczne. Oto one - szkodliwe
substancje część pierwsza:
Phenoxyethanol
Jest wszędzie. Miał być alternatywą dla szkodliwych parabenów. Mają go w
składzie prawie wszystkie chusteczki nasączane. Mają go prawie wszystkie
oliwki, kremy, balsamy dla dzieci. Jest to konserwant, zapobiegający tworzeniu
się bakterii i pleśni w kosmetykach. Powoduje wysypki skórne, egzemy, Jest
bardzo niebezpieczny, ponieważ przenika przez skórę do krwi i limfy. U
ciężarnych może powodować problemy z rozwojem zarodka i płodu. Kosmetyków z
Phenoxyethanolem nie powinny stosować cieżarne i karmiące matki, a także
noworodki. Niedawno zrobiło się o tym konserwancie głośno, ze względu na
publikację artykułu naukowców, którzy wykazali, że duże ilości
Phenoxyethanolu ( o co nietrudno w momencie, gdy każdy dziecięcy kosmetyk go
zawiera) może powodować wyłączenie ośrodkowego układu nerwowego, a także
wymioty i wspomniane już problemy skórne. Mało tego - w 2013 roku Francuska
Agencja Bezpieczeństwa Lekarstw i Produktów Higieny wystosowała oświadczenie, w
którym zaleca się nie stosowanie kosmetyków z Phenoxyethanolem do 3 roku życia
dziecka. Japonia zakazała go całkowicie. Jeśli macie ochotę zapoznać się
szerzej z tym tematem podaję link, pod którym znajdziecie nie tylko szerszy
opis konserwantu, ale również listę kosmetyków dla dzieci, które zawierają ten
składnik. Co bulwersujące dla mnie, są tam kosmetyki dla dzieci z AZSem.
Tylko co
zrobić, gdy nie ma w sklepie innych chusteczek niż te z omawianym konserwantem?
Ja wtedy kupuję, ale używam tylko przy mocno zabrudzonej pupie (czyt. jak
Bobas osra się po pachy), w innych wypadkach przemywam samą wodą.
Skoro jesteśmy
już przy dupkowych sprawach;
Która z was
NIE stosowała kremu Linomag na odparzenia, bądź tak
poprostu do pielęgnacji? Większość zna ten kosmetyk. W Polsce od 2002 roku
obowiązuje Dyrektywa Kosmetyczna Unii Europejskiej, mówiąca o tym, że zabrania
się całkowitego stosowania kwasu borowego u dzieci poniżej 3 lat.
Jest to składnik, który pomaga na odparzenia, dlatego bardzo często lekarze
przepisują go w recepcie na maść kojącą odparzone pupy. I faktycznie -
odparzenie wyleczy, ale jest to składnik przenikający przez skórę do krwi, mało
tego wysoce toksyczny i z tendecją do kumulowania się w organiźmie. Nie bójmy
się pytać o skład przepisanych na receptę leków i wymagać od lekarzy
bezpiecznych zamienników. Nie bójmy się tego ich zadufanego wzroku, mówiącego
nam- mój boże kolejna walnięta mamusia, która panikuje z byle powodu. Ja
zmieniłam lekarza, po tym jak wmawiał mi, że preparat, który mi przepisał, może
być stosowany u dziecka 12 miesięcznego i żebym się nie przejmowała, że na
ulotce pisze od 12 roku życia. Jeśli zaś chodzi o Linomag KREM - nie wolno go
stosować u dzieci do 11 roku życia! Linomag MAŚĆ jest natomiast całkiem
bezpieczna, aczkolwiek zawsze rzućmy okiem w domu dla pewności na skład,
czy aby coś w między czasie się nie zmieniło. Nasz przeciwnik nazywa się Acidi
borici.
No i jeszcze
APHTIN na pleśniawki i afty. Tani i skuteczny. Wysoce toksyczny.
Również zawiera kwas borowy. Zakazany w Unii Europejskiej dzieciom do 11 roku
życia. Co zatem innego zastosować u maluszka, gdy męczą go pleśniawki? Cebion!
Witamina C w kroplach, równie tania, bezpieczna i zdrowa. Pleśniawki nie lubią
kwaśniego środowiska, więc kilkudniowe pędzlowanie buzi witaminą C je
skutecznie wytępi. U nas przydarzyły się raz i już nie wróciły. Przy
przeziębieniach warto Cebion podawać, ponieważ pleśniawki atakują przy słabszej
odporności, a i dla malucha takie kwaśne wspomaganie wyjdzie na dobre.
Tak więc
kochane Mamy. Nie jesteśmy głupimi kurami domowymi, które przy panu doktorze
wpadają w panikę i zapominają języka w gębie. Jesteśmy Matkami, które
troszczą się o zdrowie dziecka. Dlatego nie bójmy się głośno mówić o naszych
obawach i rządać bezpiecznych leków dla naszych pociech. Jesteśmy świadomymi i
wymagającymi konsumentkami, które nie zadowalają się byle czym, żeby
tylko nie robić lekarzom problemów.
Oczywiście
to nie koniec długiej listy podejrzanych substancji, będę o tym pisać w kolejnych postach. Jednak te
wydają mi się najbardziej powszechne i najbardziej bagatelizowane. O ile o
parabenach sporo już wiemy, tak o tych składnikach kosmetyków i leków już
niekoniecznie.
A Wy macie
na swoich listach składniki, których unikacie?
Dziekuje za ten post. Nie wiedziałam o tych substancjach. My unikamy liquidum parafinum i parabenów poniewaz córka ma azs. Jak widać niestetyjest tego więcej.
OdpowiedzUsuńTych substancji jest znacznie więcej, ale o tym pewnie w kolejnych postach. Ja również unikam liquidum parafinum, ponieważ zatyka pory skóry, natomiast z parabenami mam problem, ponieważ coraz więcej pisze się o tym, że z całego syfu, jaki ładują firmy kosmetyczne w kosmetyki, parabeny są najlepiej przebadanymi i najbardziej restrykcyjnie traktowanymi chemikaliami.
OdpowiedzUsuń